W Brazylii poznaliśmy panią Frydę – przemiłą starszą panią z niesamowitą historią. W jej świat pomógł nam się zagłębić Tomek, który jest chłopakiem jej wnuczki. To dzięki niemu pani Fryda wróciła pamięcią do kraju swego pochodzenia. Zapraszamy do wysłuchania opowieści o beztroskim dzieciństwie przerwanym przez wojnę i o miłości, która sprawiła, że historia zatoczyła koło.
Boże Narodzenie w Ameryce Południowej
27 stycznia 2018Bez śniegu i pierogów, ale z choinką i Mikołajem. Tak wygląda Boże Narodzenie w Ameryce Południowej. Jak świętuje się przy 35 stopniach Celsjusza?
Pani Danuta od kilkudziesięciu lat mieszka w Brazylii. Stara się zachować swoją tożsamość narodową.
Naszą podróż zaczęliśmy od Brazylii. Jakie są pierwsze wrażenia?
W Brazylii spędziliśmy dwa tygodnie. To stanowczo za mało, żeby dogłębnie poznać ten ogromny kraj. Jednak w tym czasie zdążyliśmy zobaczyć i usłyszeć rzeczy, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Poniżej garść ciekawostek, które trzeba zrewidować samemu.
Mimo że Brazylia zajmuje prawie połowę Czytaj dalej…
Trzeba serce mieć z kamienia, żeby nie zakochać się w Paraty. To urocze miasto nad Oceanem Atlantyckim. Choć widziało dużo złego w swojej historii, obecnie jest perełką dla turystów i miłośników ładnych kadrów. Białe domki z kolorowymi okiennicami, wózki na ulicach z tradycyjnym ciastem, port z łódkami i kościółki, które nam – nieobeznanym z Ameryką Południową – kojarzyły się z westernem Siedmiu Wspaniałych. Uwaga na skręcenie kostki! Toruński bruk to pikuś w porównaniu z tutejszymi nierównymi kamlotami, wbitymi w ziemie.
Bez wątpienia największym symbolem Rio de Janeiro jest pomnik Chrystusa Odkupiciela, górujący nad miastem. Jest to zazwyczaj pierwsze skojarzenie, gdy pomyślimy o tym żywym i kolorowym miejscu. Na pewno to żelazny punkt w programie każdej wycieczki. Na szczyt góry Corcovado Czytaj dalej…
Rio de Janeiro to pierwsze miasto, które odwiedziliśmy na naszej trasie. Karnawał, Copacabana i pomnik Jezusa Odkupiciela wznoszący się nad miastem to symbole, które zna każdy. My spędziliśmy w Rio dwa dni i na własnej skórze odczuliśmy jak energetyczne, przyjazne (ale też groźne, jeśli powłóczy się w złym kierunku) i zróżnicowane społecznie jest to miasto. Postaramy się jeszcze coś o tym napisać, tymczasem wrzucamy kilka zdjęć.
Każdy ma w swoim życiu gorsze chwile. Na przykład wtedy, gdy dzień jest krótki, wiatr w oczy wieje (nie tylko biednemu), a pracy jest odwrotnie proporcjonalnie dużo do promieni słońca. Właśnie w takim momencie Mikołaj – czekając na burgera i przeglądając magazyn o podróżach – rzucił: „Fajnie by było jeździć po świecie i tworzyć stamtąd reportaże”. Pomysł początkowo szalony i kompletnie oderwany od rzeczywistości z dnia na dzień stawał się nam coraz bliższy. „A może…”. „Dlaczego to nie mielibyśmy być my?”. Jeszcze chce nam się przecież spać w namiotach, jeździć stopem, jeść konserwy i myć zęby na stacji benzynowej.
I tak od stycznia 2016 roku codziennie dojrzewaliśmy do tej decyzji – wyruszenia w podróż dookoła świata. Zaczęliśmy oszczędzać. Nasze wydatki dzieliliśmy na te, które przydadzą się w podróży lub nas do niej zbliżają i na te, które tego nie robią, czyli są zbędne. Zaczęliśmy szukać miejsc i tematów, za którymi chcielibyśmy pójść. Zaczęliśmy dzielić się naszymi planami z otoczeniem. Zaczęliśmy marzyć o tym, co chcielibyśmy zobaczyć i dokąd zawędrować. Reakcje ludzi były różne. Od niedowierzania, przez stukanie się w głowę, po entuzjazm i zazdrość. Potem były kolejne kroki, które zbliżały nas do wyjazdu. Rozmowy w pracy, mnóstwo formalności do załatwienia, mnóstwo rzeczy do kupienia. Im bliżej podróży, tym mniej narzucamy sobie koniecznych do zobaczenia miejsc. Coraz bardziej chcemy, by drogę wyznaczały kolejne dni i poznani ludzie, a nie z góry narzucony plan.
Wiemy, że ruszamy 15 listopada z Warszawy do Rzymu. Dzień później wylądujemy w Rio de Janeiro. Reszta jest niewiadomą. Jak przystało na Rok Włóczykija – będziemy tam, gdzie nogi (i ciekawe historie) nas poniosą.