Europa, Niemcy

Bałtyk inaczej

8 maja 2019

Rügen

Jeszcze kilka dni temu nie wiedzieliśmy, co kryje się za tą tajemniczą nazwą. Dziś wiemy, że to miejsce magiczne, bliskie i w wielu miejscach zaskakujące. Szerokie plaże z błękitną wodą? Proszę bardzo. Wysokie na 60 metrów kredowe klify, lekcje kite- i windsurfingu, bułki ze świeżymi rybami. Molo i eleganckie kurorty, ale także duża baza kempingowa. I pozostałości po żyjących najdalej na zachód Słowianach. A wszystko to dwie godziny samochodem od Szczecina.

Ostatni weekend majowy spędziliśmy na niemieckiej wyspie Rugia. Zapraszamy Was na mały spacer.

Widok na jedną z latarni w Arkonie na Wyspie Rugia

Wyspa

Na wyspę wjechaliśmy powstałym już w XXI wieku mostem Rügenbrucke. Za plecami zostawiamy miasto Stralsund, nad nami wysokie pylony i deszczowe chmury. Wspinamy się naszym 16-letnim samochodem pod górkę, bo most jest na tyle wysoki, żeby pod spodem mogły przepływać statki. Jeszcze chwila i już jesteśmy na wyspie. Jest mały dreszczyk. Chcemy na nowo odkryć Morze Bałtyckie i zapomnieć o gofrach, parawanach, jagodziankach i pstrokatych szyldach. Sam fakt, że to wyspa, dodaje +10 do atrakcyjności. Wyspa całkiem spora, bo o powierzchni ponad 900 km kwadratowych, z poszarpaną linią brzegową i licznymi zatokami. Mieszka na niej raptem 70 tysięcy osób, ale w sezonie liczba mieszkańców się zwielokrotnia. Mamy początek maja, ale dla miejscowej turystyki jest to już prawie sezon (odkryliśmy to później na cennikach za pole namiotowe; ceny są różne dla każdego okresu – sezon, poza sezonem i coś pomiędzy, w którym łapie się maj). Jedziemy bez żadnej rezerwacji, ale z namiotem w bagażniku i komfortem, że zawsze zostaje nam nocleg w samochodzie. Po roku podróżowania autobusami, stopami i samolotami przekonujemy się jaki to luksus – mieć własne auto i pewność dachu nad głową. Dojeżdżamy do Juliusruh, na północnych krańcach wyspy. Jest po 16, więc recepcja jest już zamknięta, ale na tablicy widnieje numer do Frau Borkowskiej. Dzwonię i zaznaczam, że po niemiecku mówię ein bisschen, bo dawno w tym języku nie rozmawiałem. Frau Borkowska mówi głośno i powoli, robiąc pauzy między zdaniami. Jestem zachwycony, bo nikt w ciągu mojego dawnego  dwuletniego pobytu w Niemczech nie mówił do mnie tak wyraźnie. Oczywiście, że możemy zostać – bramka sama się otworzy po sczytaniu naszych numerów rejestracyjnych, a formalnościami zajmiemy się następnego dnia. I tak oto lądujemy na wąskim niczym Hel przesmyku między otwartym morzem a zatoką. Odpalamy naszą kuchenkę, robimy obiad i ciepłą herbatę. Na polu, oprócz nas, niemieccy emeryci w campervanach, ale także zapaleni wędkarze z wielkim pontonem. Już nam się podoba.

Wyspa Rugia

Wyspa Rugia

Wyspa Rugia

Wyspa Rugia jest idealna dla rowerzystów

Arkona

Zwiedzanie następnego dnia zaczęliśmy od Arkony. We wczesnym średniowieczu na wysuniętym na północ cyplu znajdował się gród obronny zachodniosłowiańskich Ranów, ale również miejsce kultu słowiańskiego boga Świętowita. Najważniejsze miejsce kultu Słowian nadbałtyckich. Niestety niewiele z niego pozostało. Jedno to historia – przez wieki przez wyspę przetoczyli się wojownicy germańscy, duńscy, szwedzcy, żołnierze Napolena, a nawet – oczywiście dużo wcześniej – Bolesław Krzywousty ze swoimi wojami. Drugie to geografia i natura. Osada znajdowała się niegdyś na skalistym, wysokim brzegu, który pod wpływem erozji w dużej mierze osunął się do morza. Dziś niestety ścieżka wiodąca wzdłuż skarpy jest zamknięta, a turystom pozostaje drewniana rzeźba Świętowita i tablice informacyjne. Na szczęście są też inne atrakcje, jak dwie latarnie morskie (w jednej z nich znajduje się z sklep z wyrobami z alpaki, hodowanymi na wyspie!), bunkier i mała osada artystów.

Przylądek Arkona

Latarnia na przylądku Arkona

Drewniana rzeźba Swiętowita

Arkona

Arkona

Arkona

Arkona

Przylądek Arkona

Przylądek Arkona

Przylądek Arkona

Wracając jednak do historii. Na całej wyspie około XI wieku znajdowało się ponad dwadzieścia grodów i osad słowiańskich. Mimo, że od tamtego czasu kraina była we władaniu najróżniejszych władców, to nadal nad wyspą unosi się słowiański „duch”. Co ciekawsi odnajdą słowiańską rzeźbę kultową w zachodniej fasadzie Kościoła Mariackiego w miejscowości Bergen auf Rügen, czy tajemniczą płaskorzeźbę przedstawiającą wąsatego mężczyznę trzymającego róg w ścianie kościoła w Altenkirchen. Same nazwy miejscowości to w dużej mierze zniemczone nazwy słowiańskich osad (np. Blandow to Błędów, Puttgarten to Podgrodzie, a Lebbin to były Lubin).

Przejścia nie ma

Witt

Po zwiedzeniu Arkony proponujemy spacer do osady rybackiej Witt. Można iść dołem, czyli plażą lub górą, czyli ścieżką pieszo-rowerową na skarpie. Osada znajduje się w nad morzem, ale w wąwozie, co sprawia, że jest bardzo malowniczym miejscem. Jest bardzo zadbana, z zachowanymi typowymi dla regionu dachami, pokrytymi strzechą i mchem. Jest tam restauracja, w której oczywiście można zjeść rybę i napić się niemieckiego piwa. Jeśli podejdzie się do osady plażą, warto jednak wejść wyżej i podziwiać widok z góry.

Wioska rybacka Witt

Wioska rybacka Witt

Wioska rybacka Witt

Wioska rybacka Witt

Wioska rybacka Witt

Wioska rybacka Witt

Spyckerscher See und Mittelsee

Pod tą tajemniczą nazwą kryje się obszar chroniony z dwoma płytkimi jeziorami. Pomiędzy nimi ciągnie się ścieżka pieszo-rowerowa, z której można obserwować liczne ptaki zamieszkujące te tereny. Jest to dobry moment, żeby wspomnieć o tym, że rower jest chyba najlepszym środkiem lokomocji do zwiedzania wyspy. Po pierwsze – są na niej kilometry ścieżek rowerowych. Po drugie –  za każdy parking trzeba płacić, co zawyża budżet wyprawy. Nawet przy marketach typu Netto i Edeka trzeba zostawić informację, o której się przyjechało i ma się na zakupy godzinę. Wyspa przyjazna rowerzystom, a kierowcom samochodów nie za bardzo. Choć my płaciliśmy, nie narzekamy. Jesteśmy za takim rozwiązaniem!

Spyckerscher See und Mittelsee

Spyckerscher See und Mittelsee

Spyckerscher See und Mittelsee

Prora

Wspomnieliśmy już o dawnej historii, to teraz coś dla miłośników historii najnowszej. Nad samym morzem, między Sassnitz a Binz, znajduje się Prora. Jest to nazistowski kompleks wypoczynkowy zbudowany jeszcze przed drugą wojną światową, choć nigdy niedokończony. W ośmiu takich samych budynkach, rozciągających się na długości 4,5 kilometra, miało odpoczywać naraz 20 tysięcy osób! Mają Niemcy rozmach, nie ma co. Ośrodek zbudowany w ramach projektu Kraft durch Freude (Moc przez radość) miał być miejscem wypoczynku klasy pracującej, podczas którego obywatele byliby indoktrynowani i karmieni propagandą. Budynki nigdy się tego nie doczekały. Jeszcze podczas wojny schronili się w nich uchodźcy z bombardowanego Hamburga. Po wojnie przez 10 lat stacjonowała w nich sowiecka armia. Przez lata kompleks niszczał. Kilka lat temu blok numer 1 został kupiony przez dewelopera, który wyremontował go i stworzył letnie apartamenty w większości dla Berlińczyków. Cena za mieszkanie wynosiła około 700 000 euro. W innym skrzydle stworzono schronisko młodzieżowe z 96 pokojami. Ceny w nim zaczynają się od około 430 zł za dwie osoby.

Niewyremontowany blok w Prora

Niewyremontowany blok w Prora

Niewyremontowany blok w Prora

Blok przerobiony na apartamenty w Prora

Blok przerobiony na apartamenty w Prora

Plaża w Prora

Koło Prory znajduje się jeszcze jedna atrakcja, którą polecamy, choć której tak naprawdę nie odwiedziliśmy. Platforma widokowa w formie wieży, zbudowana w środku lasu na pewno gwarantuje niezłe widoki. Jednak cena 11 euro od osoby za wejście plus opłata za parking skutecznie nas zniechęciła. Są zniżki dla grup, emerytów, dzieci  i niepełnosprawnych.

Wieża widokowa na wyspie Rugia

Binz

Nadmorski kurort Binz wyglądał dokładnie tak, jak sobie go wyobrażaliśmy. Wiklinowe kosze na plaży, molo, sanatoryjna architektura z drewnianymi, pomalowanymi na biało gankami i pełno emerytów. Idealne warunki na godzinny spacer i posmakowanie wyspiarskiego przysmaku – bułki z rybą, czyli Fischbrötchen. To taki północnoniemiecki fastfood. W podłużnej, pszennej, chrupiącej bułce otrzymujemy kawałek ryby (zazwyczaj jest to śledź), z cebulą i ogórkiem kiszonym. Są jednak różne odmiany, różne sosy i różne ceny zaczynające się od 3 euro.

Molo w Binz

Nadmorski kurort Binz

Nadmorski kurort Binz

Nadmorski kurort Binz

Nadmorski kurort Binz

Nadmorski kurort Binz

Fischbrötchen

Do nadmorskich kurortów na wyspie należą też miejscowości Sellin i Sassnitz, nam jednak wizyta w Binz wystarczyła. Akcja „Czarodziejskiej Góry” Tomasza Manna mogłaby równie dobrze rozgrywać się właśnie tutaj. Swoją drogą to właśnie na wyspie Rugia spędził sporo czasu m.in. Caspar David Friedrich, co zaowocowało takimi obrazami jak „Widok Arkony z wschodzącym księżycem i sieciami” oraz „Skały kredowe w Rugii”… I nadszedł wreszcie ten moment, żeby opowiedzieć o najlepszym.

Jasmund

To, co najdobitniej sprawia, że wyspa Rugia jest tak wyjątkowa i inna niż polskie wybrzeże, to kredowe klify. To na nich zbudowana została świątynia Arkona. Ale najwyższy, bo 118 metrowy klif znajduje się w najmniejszym niemieckim Parku Narodowym Jasmund w północno-wschodniej części wyspy i nazywa się Konigstühl, czyli krzesło króla. Żeby to zobaczyć, trzeba przespacerować się przez pierwotny las bukowy, co już samo w sobie jest niezłą atrakcją. Jednak najlepsze dopiero przed nami. Punkt widokowy zwany Viktoriasicht, to miejsce gdzie naprawdę spadły nam szczęki. W późnopopołudniowym słońcu podziwialiśmy ogromne klify nie wierząc, że to naprawdę tak wysoko. Cud natury. Dwie godziny drogi samochodem ze Szczecina.

Las bukowy w Parku Narodowym Jasmund

Las bukowy w Parku Narodowym Jasmund

Las bukowy w Parku Narodowym Jasmund

Kredowe klify w Parku Narodowym Jasmund

Kredowe klify w Parku Narodowym Jasmund

Kredowe klify w Parku Narodowym Jasmund

Stralsund

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o miasto Stralsund, nazywane bramą Rugii. Małe, ale urokliwe, gdzie można chwilę pobłądzić przed podróżą do domu. Największą atrakcją jest Oceanarium, którego jednak nie zwiedziliśmy, bo nie jesteśmy fanami tego typu miejsc. Ale podobno jest bardzo dobre. Nam wystarczył spacer i kolejne Fischbrötchen.

Stralsund nazywane jest bramą Rugii

Stralsund nazywane jest bramą Rugii

Stralsund nazywane jest bramą Rugii

Oceanarium w Stralsund

Stralsund

Dla kogo ta wycieczka?

Na Rugii spędziliśmy 3 dni i było to na pewno za mało, by zajrzeć we wszystkie zakątki wyspy. Ale też wystarczająco długo, aby naładować swoje biologiczne baterie i zobaczyć coś innego, a tak bliskiego. Z jednej strony wyspa Rugia ze swoimi urokliwymi kurortami i długimi promenadami to raj dla emerytów. Z drugiej strony znajdziemy na niej wiele kempingów, ścieżek rowerowych i szkół kite- i windsurfingu. Dla każdego coś miłego. Wyspa może też być miłą odmianą dla stałych bywalców polskich plaż. Nawet woda wydaje się mieć inny kolor. Chwilami ciężko uwierzyć, że to to samo morze. Chociaż, czy to samo… Morze Bałtyckie to przecież dla Niemców Ostsee.

Taka sytuacja na wyspie Rugia

Byliście na Rugii? Może polecacie coś innego? Coś nam się wydaje, że tam wrócimy.

Jeden komentarz

  • Reply KK 16 czerwca 2019 at 12:55

    Kochani Włóczykije, nigdy nie stracicie ochoty na odkrywanie miejsc. To pewne. A tych, z pozoru mało egzotycznych i oryginalnych nigdy nie poznalibyśmy, gdyby nie Wasza wiara, że tam, za zakrętem na pewno jest COŚ! A zdjęcia?!? Te z Waszymi stopami/butami muszą być! Zawsze!

  • Skomentuj KK Anuluj komentarz